„Dojrzewanie materii…
…i dojrzewanie obrazu”. Słowa Janusza Tarabuły odsyłają do „długiego trwania” (La lange dureè) nie tylko procesu twórczego, lecz przede wszystkim zmian, które zachodzą w kontemplatywności dzieła na przestrzeni lat. A także i samej materii obrazu. Wszak barwy blakną, w zależności od pigmentu-wchłaniają więcej światła. Materia staje się więc częścią znaczenia tego, co obraz przedstawia. Dzieła artysty z lat wczesnych, 60-tych nie bez powodu nie posiadają tytułu: ten desygnuje treść. Artysta unikając tego zabiegu wskazuje na „dzieło samo w sobie”. Znaczącość: koloru, grubo czy płasko kładzionej farby, wgłębień, wybrzuszeń, przetarć. Na płótno nawarstwia się czas. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż Janusz Tarabuła tworzy swe obrazy, jak niegdysiejsi budowniczowie katedr – tamci ku chwale Boga, Janusz Tarabuła – by wskazać na sztukę samą. Sztukę, która wbrew powszechnym mniemaniom, nie jest chwilową epifanią, a długotrwałą, często trudną, pracą. Efekt to tylko wszak pozornie końcowy, gdyż obraz trwa dalej, tak jak w znoju tworzona budowla. Maurice Blanchot pisał o Franzu Kafce: „Ta ręka, to ciało, które tworzy”. Faktycznie – w owym wczesnym malarstwie materii powraca to, co czasowo doskonałe: cielesność. W tym doświadczeniu odbiorca wszak odnajduje siebie. I niekoniecznie musi odbijać się Tamto, choć Janusz Tarabuła wskazał możliwą genezę swoich obrazów, Adornowskie: „Po Oświęcimiu nie może powstać żaden wiersz”. Może więcej: „Pisanie o Holocauście jest nie tylko niemożliwe, ale wręcz niemoralne”. I temu, skądinąd nie tylko intuicyjnemu, nakazowi Tarbuła był wiernym. Stąd formuła „biednej sztuki” tworzonej przez środowisko Grupy Krakowskiej, która i z czasem wchłonęła Grupę Nowohucką ze współtworzącym ją bohaterem wystawy a skupionej wokół Tadeusza Kantora. Ale to rewers innych słów Blanchota: „Doświadczone nieszczęście zmusza nas, abyśmy przestali odczuwać czas jako nieodwracalny”. Obraz trwa i „nawija się w czasie”. I pomimo zmian, które zaszły na przestrzeni lat w malarstwie Tarabuły i którego wszystkie etapy możemy prześledzić na zaprezentowanej wystawie to jedno pozostaje niezmienne: pamięć – ciała, nawarstwień materii czy wreszcie wchłonięć istnień poszczególnych odnajdujących się w dziele. W najnowszych pracach dopełnieniem tak rozumianej istoty obrazu jest Heideggerowski „prześwit” ukazujący odbicie Nieskończoności. / tekst Dominika Krzemień /